Jeśli jakimś cudem tu trafiłeś/aś i chcesz to czytać, zacznij od mojego pierwszego posta. Naprawdę, dobrze Ci radzę.

środa, 29 lutego 2012

Teraz już wiem

Nikt tego nie czyta, i nie będzie
Sieć jest zbyt obszerna
żeby znaleźć cokolwiek po polsku spędziłam przy komputerze 2h 
ale jednak, jeśli jakimś cudem tu trafiłeś/aś 
BŁAGAM!!! napisz, przeczytaj chociaż jednego posta, skomentuj, może być negatywnie, ale chcę wiedzieć, że pisanie ma jakiś sens, poza tym, że sprawia przyjemność
jeden komentarz
i machina pójdzie w ruch
zacznę pisać aż będzie furczało

niedziela, 26 lutego 2012

Nauczyciele j. angielskiego

Wczoraj spotkałam aż dwie osoby, które znają i lubią Dream Theater, co daje więcej, niż w całym moim dotychczasowym życiu.
w szkole mieliśmy zastępstwo. Przyszedł nauczyciel angielskiego, przefajny, zabawny. Jeśli ktoś się czymś bawił, po prostu zabierał mu to. Jego ofiarą padły nożyczki, sok, telefon i moja książka. Wcale jej nie czytałam, ona tylko leżała na mojej ławce.
Po lekcji podeszłam do niego z pytaniem, czy mogę wziąć moją książkę. On na to "Nie, po przerwie" co oznaczałoby, że spóźnię się na wf. Po chwili spojrzał na mnie (miałam na sobie koszulkę z koncertu Dream Theater). "Lubisz Dream Theater- uniósł kciuki do góry- no to masz"- i podał mi książkę hahaha a inni musieli tam stać....
Drugą osobą był pan który przyszedł do nas na zastępstwo na dodatkowym angielskim.

Jared Leto wieszczem narodowym

Szkoda,że w czasach wojny i rozbiorów, zamiast tego "geniusza"- Mickiewicza, zagrzewającego do walki za pomocą dwunastoksięgowej epopei której nikomu nie chce się czytać nie mieliśmy Jared'a Leto. No bo czy jest ktoś kto pisze lepsze antywojenne piosenki?

środa, 22 lutego 2012


Ale teraz może najważniejsza rzecz, o której chciałam napisać zakładając bloga
A mianowicie to, o czym myślałam już od dawna
rodzinach muzyków i ogólnie popularnych ludzi
Oczywiście wszystko to jest moim przypuszczeniem
Ale także tym, co wiem na pewno
Teraz, jeśli jesteś nastolatką (nie wiem, czy nastolatkowie też mają takie myśli)- wyobraź sobie wszystkie te momenty, w których marzyłaś o spotykaniu się z kimś sławnym, albo... przystojnym, w pewien miły sposób ekscentrycznym.
Jestem całkiem pewna, że gdy dla przykładu żona John'a Petrucci go spotkała, był on jedynie kolesiem grającym na gitarze, może z długimi włosami, może metalem, a może nie
w najgorszym przypadku grał on wtedy w jakimś zespoliku bez przyszłości.
Kobieta ta wiedziała, że jest możliwe, że czasem będzie on wyjeżdżał, by gdzieś grać, ale nie będzie to częste.
A później stał się on światową ikoną metalu progresywnego
I co z tego, że jest on sławny, zarabia dużo pieniędzy
Skoro jego dzieci może nawet nie pamiętają jak wygląda
Skoro wyjeżdża on czasem nawet na 2 miesiące z kraju, a jak jest w Stanach, to też jeździ, daje koncerty, spotyka się z członkami zespołu, no bo to jego życie.
W pewnym sensie wiem o czym mówię, gdyż znam jedną taką kobietę. Wprawdzie jej mąż gra  jedynie w kilku zespołach, które nie są jakieś bardzo popularne, ale i tak jest jej bardzo ciężko. Niejednokrotnie przychodziła, by się komuś wypłakać, choć oczywiście dorośli myśleli, że nie wiem o co chodzi. Zostaje ona w domu, uzależniona od dziecka, w pewnym sensie bez życia. Po to, żeby jej mąż spełniał marzenia. I nie twierdzę, że dla niego nie jest to ciężkie, ale na pewno nie jest mu tak źle jak jej.
Twierdzenie, że kobieta wiążąc się z kimś takim wie jakie są tego konsekwencje, jest błędne. Bo miłość jest ślepa.
Męża podziwiają ludzie na całym świecie, a ona użera się z dziećmi, żyjąc w niepewności, co może przydażyć się jej mężowi podczas trwającej  miesiąc trasy. Rozmawia z nim przez telefon, ale to nie rozwiązuje problemów.
A najlepsze jest to, że niektóre z takich kobiet pewnie sądzą, że to ich mężom jest źle.
Moim zdaniem muzykę rozrywkową powinni tworzyć wyrzutki społeczeństwa, ludzie niezdolni do stworzenia normalnego związku (nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że taką osobą jest Jared Leto).
Moje stanowisko jest takie- nie współczujmy więc muzykom, aktorom, że są z dala od rodziny, że ich domem są hotele, że żeby wytrzymać presję popadają w nałogi, że są przemęczeni co dzień grając koncert, czy pracując na planie.
Współczujmy ich rodzinom, które pozostawione są "on their own", bez ojców, mężów, synów (bo wydaje mi się, że najczęściej, gdy już kobieta staje się sławna, stara się robić wszystko, by mimo wszystko przebywać z rodziną). To o tym wszystkim sądzę i wątpię, żeby coś zmieniło moje poglądy.




poniedziałek, 20 lutego 2012

Uwielbienie fanów


Do napisania tego posta zainspirowała mnie rozmowa na jednym z film webowych forów

Pewien użytkownik napisał o Jared’zie  Leto:

„(…)jak można wysyłać buźki i strzelać komplemenciki osobie, którą widziało się parę razy na ekranie, osobie, która nigdy nie dowie się o waszej egzystencji.”

Zdałam sobie wtedy sprawę z tego, że na tym polega bycie fanem czegokolwiek, kogokolwiek- świadomość, że kochana przez nas osoba nigdy nawet nie dowie się o naszej żałosnej egzystencji, tak to trudne, ale, co trudniejsze- jak ma Jared- wiecznie otoczony tymi żałosnymi egzystencjami uwielbiającymi go, fankami, przed którymi musi uciekać jak przed stadem dzikich zwierząt. Teraz nie jest dziwne, dlaczego sławni ludzie popadają w depresję i uciekają w używki. Bo kto normalny (chodź Jared Leto na pewno do takowych nie należy) by to zniósł?

niedziela, 19 lutego 2012

Wczoraj oglądając koncert Dream Theater "Live in Budokan" dużo myślałam.
Wściekałam się, że będąc na koncercie w Poznaniu nie znałam jeszcze piosenki którą teraz kocham.... nie wiedzieć czemu. "Surrounded" . Gdyż przeczytałam dziś w internecie, że ową piosenkę wykonali. Nie znałam także "Pull me under" z którą to wiążą się dziwne przeżycia:
koniec ostatniej piosenki
ludzie wciąż klaszczą
ja siedzę dokładnie tak samo sparaliżowana jak i na początku koncertu
wchodzą
są znów na scenie
pierwsze dźwięki nieznanej mi piosenki (jęk w duszy)
'Does everybody knows that song' (ja w duchu- 'nie....')
'So are you ready to sing it?!' (kolejne nie...)
'So let sing it!!!'
piosenka się ciągnie, wszyscy śpiewają, a ja siedzę jak ten ciołek i myślę, jaka ja jestem głupia, że nie przesłuchałam dokładnie wszystkich płyt, zanim wybrałam się na koncert w ramach prezentu urodzinowego

Od 29 lutego nie mogę też słuchać "Bridges in the sky", gdyż wiążą się z nią traumatyczne przeżycia.A mianowicie
po godzinnym opóźnieniu wpuszczają nas (my byliśmy akurat jednymi ze szczęściarzy, którzy przyjechali do Poznania samochodem z innego miasta i nie musieli marznąć, za to właścicieli hotelu przy Arenie powinno się publicznie wyśmiać za to, że nie chcieli nam pozwolić iść do łazienki i zakupić herbaty, ale bylibyśmy wielce nieszczęśliwi, gdyby koncert odwołano, zważając na trzygodzinną podróż i perspektywa końca ferii- następnego dnia znów zaczynała się szkoła)
wracając do "Bridges in the sky"
wpuszczają nas
nie idziemy do szatni- mamy miejsca siedzące, więc możemy mieć kurtki przy sobie
stoimy przy stoisku z koszulkami
ja oczywiście nie mogę się zdecydować na nieuniknione- kupienie megadrogiej koszulki
przypadkowo wpychamy się do kolejki
ku naszej rozpaczy słychać głos szamana z "Bridges in the sky"
ja panikuje
mój tata się wkurza 'nie panikuj' 'decyduj się'
ja stoję, wciąż nie wiem, ściskam w ręku banknot wiedząc, że i tak to kupię, ale jednocześnie nie mogąc uwierzyć, że za kawałek materiału z nadrukiem można chcieć tyle kasy
'dawaj tą stówę'
kupujemy koszulki
od tej pory nie mogę słuchać tej piosenki, przypominam sobie wtedy to uczucie paniki, ale ja to w ogóle jestem dziwna

sobota, 18 lutego 2012

Krótkie... nazwijmy to... wprowadzenie

W sumie jestem całkiem inna niż reszta, może troszkę nienormalna.
Albo mi się tak tylko wydaje (baaardzo możliwa opcja).
Nie przedstawiam się. To wszystko jest całkiem anonimowe.
Wszelkie podobieństwo sytuacji, osób, nazw, nazwisk i miejsc do naprawdę istniejących jest przypadkowe.
Nie będę opisywać swoich cech, bo to i tak wyjdzie w praniu, gdy już napiszę... cokolwiek....
Będę tu pisać głównie o moich przemyśleniach, fascynacjach, zainteresowaniach, planach, upodobaniach... wszystkim, co dla mnie najważniejsze, a dla Ciebie- nie za bardzo.
Będzie też dużo o porażkach, błędach i nietaktach, oj dużo...
Niech Ci nawet do głowy nie przyjdzie, że mnie znasz, od razu zaprzeczam.
Jeszcze nie wiem, czy z tego pisania coś wyjdzie- chciałabym po prostu dzielić się z innymi moim umysłem, prawie wszystkim co się w nim znajduje.
Boję się tego momentu, gdy kliknę "Opublikuj", ale to się i tak kiedyś wydarzy, więc może... tak, teraz jest chyba dobry moment.