Teraz- przepraszam za te wszystkie posty o Glee.
Ja po prostu oglądając to czuję się lepiej.
Dzisiaj dowiedziałam się, że choć byłam pewna zajęcia wręcz pierwszego miejsca w konkursie o Monte Cassino, nie zajęłam nic. Z gimnazjum było tylko pierwsze miejsce, z liceum trzy. Więc ja i jeszcze inna dziewczyna (WOW NIE NO CO ZA SZOK, TEŻ Z PIERWSZEJ KLASY) zostałyśmy jedynymi, które nic nie zajęły, płakałam jakieś pół godziny.
I Glee mi pomógł.
Oglądając Glee czuję się jakby skompletowana. Zdaję sobie wtedy sprawę, że są ludzie, ba nastolatki, które lubią dobrą muzykę, kochają musicale tak jak ja. W moim życiu nie spotkałam nikogo, kto wiedziałby czym jest Rent, Evita, Jesus Christ Superstar, Chicago, Cabaret, czy jakikolwiek inny musical, klasyka. It's depressing. Nie mam z kim pogadać o tej mojej pasji, nikt nie rozumie tego, że chcę się zapisać na śpiew (Glee! dzięki Ci!!!!!!!), bo chcę umieć śpiewać partie z musicali.
Do tej pory zawsze chciałam być reżyserem. Ale co, jeśli ja z moim metr osiemdziesiąt mogłabym występować na Broadway'u. Może, gdy zarobię miliony na filmach po prostu to zrobię, stworzę inscenizację któregoś z moich filmowych musicali i zagram główną rolę. Tak po prostu, dla zabawy, żeby spełnić marzenia.
Mam wytyczoną ścieżkę życia i choć wiem, że nikt nie traktuje tego poważnie, nie zamierzam jej zmienić. Będę tym, kim chcę być. I nie obchodzi mnie, że tobie wydaje się to dziecięcym marzeniem. Pójdę do filmówki, dam radę, może będę jedyną kobietą na roku, jak Maria Skłodowska- Curie, ale zrobię to, dostanę się, chociażby mnie to kosztowało... cokolwiek. Zrobię wszystko, by zrealizować to marzenie.
BĘDĘ REŻYSEREM (nie reżyserką, choć jestem feministką nie zamierzam się ośmieszać jakimiś banalnymi końcówkami i nie uważam tego za obrazę, za to wkurzają mnie w podręcznikach wszystkie wyrazy zakończone na -eś).
Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńZapraszam.