Jeśli jakimś cudem tu trafiłeś/aś i chcesz to czytać, zacznij od mojego pierwszego posta. Naprawdę, dobrze Ci radzę.

piątek, 27 kwietnia 2012

Czuję się, jakbym dostała łopatą po głowie.
To dzieje się na prawdę.
Nie tylko w filmach i w świecie celebrytów, ludzi zgiętych zbyt wielką presją.
Ludzie popełniają samobójstwa.
Nie znałam tej kobiety, która zabiła się dziś, ale moi rodzice znali.
Zabiła się.
Prosta kobieta, żona muzyka, matka dwóch dzieci.
Wysłała je do szkoły,
najadła się tabletek
i umarła.

Co ją do tego skierowało?!              JAK ona to zrobiła?!        

Myślę,
myślałam...

Jeszcze niedawno myślałam o tym, czy może ja nie powinnam tak postąpić. I pewnie zrobiłabym to, gdybym mogła przeżyć... tak, wiem , to dziwnie brzmi.

Ale nie wiadomo jak złe jest życie.
Zawsze może być lepiej.
Możesz zmienić otoczenie, przeprowadzić się, zmienić szkołę...
I tego nie robić.



Przejdźmy więc do czegoś, do czego doszłam całkiem niedawno.
Człowiek nie posiada życia.
To życie posiada człowieka.
Nie powinno się mówić 'masz tylko jedno życie, ciesz się nim', tylko 'życie ma cię tylko raz, korzystaj z tego'.
Bo życie, to jest coś... wszechmogącego.
Ile razy słyszałaś/eś w szkole 'całe życie na Ziemi...'.
Życie jest wszechobecne.

What your life is all about

Some of us chose to live gracefully
Some can get caught in the maze
And lose their way home
This is the life we belong to
Our gift divine

Have you ever wished that you were someone else?
Traded places in your mind
It's only a waste of your time
 

Ktoś może powiedzieć, że wierzę w piosenkę.
Nie, ja dzięki tej piosence uświadomiłam to sobie.
Jak i wiele innych rzeczy.
Piosenka ta jest raczej o przeznaczeniu.
Ale interpretacje mogą być różne...

Ludzie się bezsensownie zabijają na każdym kroku
Spójrz na Kurt'a Cobain'a

A wychodząc poza okrąg samobójców- World Trade Center


Świat jest zły
Tylko po co ludzie go pogarszają?!

Każdego dnia zastanawiam się, czy nie powinnam rzucić nauki i zacząć czerpać z życia.
Codziennie mam sobie za złe, że zmarnowałam tyle czasu, kiedy mogłam go wykorzystać na coś, co sprawiłoby mi przyjemność.
Często myślę też sobie, że wszyscy powinniśmy się nawzajem pozabijać, bo i tak umrzemy, więc po co tworzyć problemy?!
Nie jaże takich ludzi jak Eva Peron, czy jakikolwiek inny polityk.
No bo co oni do jasnej cholery mają z tego, że całe ich życie to nerwy? Po co im władza, skoro i tak umrą? Z tego trzeba sobie zdać sprawę. Że nie warto robić czegoś, co cię nie satysfakcjonuje, iść na 'jakiekolwiek'    studia, do 'jakiejkolwiek' pracy, bo z tego się składa całe życie. I NIE MOŻNA GO ZMARNOWAĆ, BO COŚ SIĘ NIE POWIODŁO!!!  

wtorek, 24 kwietnia 2012

Teraz- przepraszam za te wszystkie posty o Glee.
Ja po prostu oglądając to czuję się lepiej.
Dzisiaj dowiedziałam się, że choć byłam pewna zajęcia wręcz pierwszego miejsca w konkursie o Monte Cassino, nie zajęłam nic. Z gimnazjum było tylko pierwsze miejsce, z liceum trzy. Więc ja i jeszcze inna dziewczyna (WOW NIE NO CO ZA SZOK, TEŻ Z PIERWSZEJ KLASY) zostałyśmy jedynymi, które nic nie zajęły, płakałam jakieś pół godziny.
I Glee mi pomógł.
Oglądając Glee czuję się jakby skompletowana. Zdaję sobie wtedy sprawę, że są ludzie, ba nastolatki, które lubią dobrą muzykę, kochają musicale tak jak ja. W moim życiu nie spotkałam nikogo, kto wiedziałby czym jest Rent, Evita, Jesus Christ Superstar, Chicago, Cabaret, czy jakikolwiek inny musical, klasyka. It's depressing. Nie mam z kim pogadać o tej mojej pasji, nikt nie rozumie tego, że chcę się zapisać na śpiew (Glee! dzięki Ci!!!!!!!), bo chcę umieć śpiewać partie z musicali.
Do tej pory zawsze chciałam być reżyserem. Ale co, jeśli ja z moim metr osiemdziesiąt mogłabym występować na Broadway'u. Może, gdy zarobię miliony na filmach po prostu to zrobię, stworzę inscenizację któregoś z moich filmowych musicali i zagram główną rolę. Tak po prostu, dla zabawy, żeby spełnić marzenia.
Mam wytyczoną ścieżkę życia i choć wiem, że nikt nie traktuje tego poważnie, nie zamierzam jej zmienić. Będę tym, kim chcę być. I nie obchodzi mnie, że tobie wydaje się to dziecięcym marzeniem. Pójdę do filmówki, dam radę, może będę jedyną kobietą na roku, jak Maria Skłodowska- Curie, ale zrobię to, dostanę się, chociażby mnie to kosztowało... cokolwiek. Zrobię wszystko, by zrealizować to marzenie.
BĘDĘ REŻYSEREM (nie reżyserką, choć jestem feministką nie zamierzam się ośmieszać jakimiś banalnymi końcówkami i nie uważam tego za obrazę, za to wkurzają mnie w podręcznikach wszystkie wyrazy zakończone na -eś).
JAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!
W Glee- cudna piosenka z "The Sound of music"


Jestem tak pozytywnie zakręcona tym wszystkim co się wokoło dzieje.
Zacznijmy.
Słuchałam Idiny Menzel (to teraz jedna z moich ulubionych aktorek), zobaczyłam wideo, na którym śpiewa z Kerry Ellis, którą znam, bo współpracowała z Brian'em May'em, później patrzę, że Ellis śpiewa piosenkę "Defying Gravity", którą znam, bo śpiewali ją w Glee i śpiewała ją także Idina Menzel, szukam z jakiego musicalu ta piosenka jest i patrzę, że  z "Wicked", no i widzę, że na Broadway'u grała w nim jedna aktorka, która także występowała w Glee, także Idina Menzel, którą czasem zastępowała Kerry Ellis i Eden Espinosa, która grała Maureen (czyli postać z filmu Rent graną przez Idinę Menzel) także na Broadway'u.
Było coś jeszcze, ale zapomniałam, zaraz sobie przypomnę.

Aha, Idina grała w Rent'cie, gra też matkę Rachel w Glee a w Glee Rachel z Mercedes śpiewały "Take me or leave me", co daje nam, że tak jakby śpiewały piosenkę mamy Rachel.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Jeszcze jedna piosenka z Glee, która sprawiła, że lepiej się poczułam:
Jest to jedyna piosenka Gagi, którą toleruję w oryginale- śpiewaną przez nią samą (no głównie dla tego, że Brian May gra w tej piosence i bardzo pochlebnie się o niej wyraża), nie tak jaki inne, które co prawda kocham, ale w innym wykonaniu i nie daję rady tego słuchać w oryginale, np. "Pokerface" z Glee i przede wszystkim "Bad Romance" 30STM, choć co do drugiego, to nie wiadomo kto pierwszy wpadł na pomysł zaśpiewania tego.



niedziela, 22 kwietnia 2012

Przepraszam za moje niepisanie. Ten tydzień był fuckin' okropnie ciężki.
I choć wydarzyło się wiele rzeczy, o których powinnam napisać (drastyczna zmiana nastawienia nauczyciela np.) nie miałam nawet siły włączać komputera (chyba żeby obejrzeć Glee, co było moją jedyną rozrywką).
Co do Glee, to to jest absolutnie wyjechane w kosmos. Kocham. Piosenki które wykonywali i za to najbardziej ich kocham:



Na dzisiaj to już chyba tyle. Byłam  u koleżanki bo musimy zrobić projekt edukacyjny (niektórzy robią od grudnia i jeszcze nie skończyli a my w sumie dzisiaj zaczęłyśmy, a musimy oddać do środy...) no i mnie odrobinę zazdrość zżerała, gdy patrzyłam na jej wszystkie puchary z konkursów tanecznych. Oglądałyśmy nagrania z jej występów, co nie poprawiło mi humoru, bo zawsze chciałam tańczyć, a nigdy nie miałam ani predyspozycji ani zacięcia (no a ona- 19 miejsce na całą Polskę...), ale od niedawna wykształciłam nowe marzenia. Poza tym, że przez oglądanie Glee w następnym roku mam zamiar uczyć się śpiewać (podobno nie jestem taka zła, no w końcu mam prawie słuch absolutny :)) chcę też zacząć tańczyć- zrealizować marzenie z czasów gdy fascynowałam się Księżniczkami.
No teraz to już chyba rzeczywiście wszystko. Idę dzisiaj do teatru na "Bal manekinów". A to 'dorosła sztuka'.  

piątek, 13 kwietnia 2012

ZA*******E nie mam pomysłu jak mogę nauczyć się tego wszystkiego i zrobić wszystkie te zadania domowe W DWA DNI

czwartek, 12 kwietnia 2012

Dziś znowu zostałam zraniona.
Moja mama wróciła z zebrania i zaczęła ze mną gadać o jakiejś imprezie, którą Agata (nie bójmy się nazywać  po imieniu) wyprawia. Uznała, że o wszystkim wiem i w ogóle super bo gadała  o tym z inną mamą.
Ale nie.
Nie zostałam zaproszona
Jak na każdą inną imprezę.
Były 4 (może więcej, o których nawet nie słyszałam).
Zaproszono mnie na jedną, dodajmy, że jestem jedyną osobą lubiącą dziewczynę która ową imprezę wyprawiała i obecne na niej były 4 osoby.

Ok muszę się streszczać.
Uznałam, że muszę odrobinę bardziej się wpasować.
Muszę zacząć się inaczej ubierać, może mniej uczyć, spotykać się.
I c*** wam wszystkim w d***. Sama sobie wyprawię imprezę i zaproszę na nią te osoby, które mnie nie zawiodły i nie zawiodą.
No bo mam problem. Jestem prawdopodobnie najmniej zamożną osobą u nas w klasie (np. moja koleżanka ma basen, saunę, jacuzzi i 50 kilogramowy kryształowy żyrandol)
Nie mam też stylu- mieszam moje osobowości- z jednej strony jestem metalo-punkiem w glanach i obwisłym t-shircie, z drugiej- kimś kto chce nosić modne, obcisłe i drogie ubrania, na które ZWYCZAJNIE MNIE NIE STAĆ.
Zdecydowałam na razie postawić na opcję drugą.
Jutro idę do centrum handlowego kupić buty na obcasach(tylko bez przesady) i apaszkę. Ponad to, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu mama pozwoliła mi używać tuszu (wow! na bal szóstoklasisty miała na mnie focha, że chciałam go użyć i w końcu zgodziła się na brązowy)
Może to nie jest za bardzo osoba, którą jestem, ale chyba na razie muszę się odrobinę wpasować i oryginalność zostawić na potem. Najpierw chcę trochę podnieść swoją pozycję w klasie, bo nie zniosę powtórki z podstawówki, nawet w wersji light.


Cytat:
Okoliczność: Chemia, moja koleżanka (oj, największy kujon w najbardziej kujońskim gimnazjum w mieście) pochyla się do przodu i dźga długopisem chłopaka siedzącego przed nami
"Daj zeszyt co?"
"Mówi się proszę"- nevermind, ona i tak już ściska ten zeszyt w dłoni i coś tam czyta
"Jestem tak zaszczycony, że ty /imię/ uczysz się z mojego zeszytu"
Przed chwilą obejrzałam ostatni odcinek pierwszego sezonu "Glee"
I był to pierwszy raz gdy centralnie płakałam coś oglądając.
Gdy "New directions" dostali 3 miejsce w zawodach płakałam bardziej, niż gdy Charlotta umierała pod koniec "Pajęczyny charlotty"

wtorek, 10 kwietnia 2012

Nie ma to jak obudzić się o 9.00 ze  świadomością, że następnego dnia będziesz musiał/a wstać o 4 godziny wcześniej, być totalnie wkur..złym z tego powodu.
Co ja zrobiłam?

Włączyłam 30secondstomars na cały regulator i zaczęłam skakać po domu i wrzeszczeć noł noł noł noł, aj łyl newer forget, noł noł, aj łyl newer rigret, noł noł, aj łyl lyw maj lajf!!! Noł ajm nat sejen ajm sory łan dej mejbi łil met egen, noł, noł, noł ajm nat sejen ajm sory mejbi łil met egen noł noł noł nooooł, aj łyl newer forget, noł noł aj łyl newer rigret noł noł aj łyl liw maj lajf


Nał ajm klołser tu di edż.
Noł noł noł noł!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Lost in majself!
Noł noł noł noł!!!


NOŁ NOŁ NOŁ NOOOŁ, NOOOŁ NOOOŁ.

Zabierzcie mnie do psychiatryka puki jeszcze nie jest za późno. Kto normalny pisze takie posty? No właśnie nikt...
Dzisiaj wybieram się z koleżanką (jestem chyba jedyną osobą, która serio ją lubi) do parku. Będziemy robić 'artystyczne zdjęcia'.
Jeśli się ośmielę wstawię kilka tych zdjęć  na bloga, choć mówiłam, że nie będę pokazywać twarzy.... Ale ok....
Czy ktoś chciałby to zobaczyć?

niedziela, 8 kwietnia 2012

W dupę sobie wsadźcie takie święta!!!
Na tradycyjnym spacerze dookoła jeziora rzucaliśmy się śnieżkami. Nawet widziałam bałwana, którego ktoś ulepił.
Prezenty- oczywiście jak zwykle nie jestem  zadowolona.
I do jasnej cholery! Przyszli do nas znajomi, z czego oczywiście byłam początkowo przezadowolona, dopóki nie okazało się, że ich starszy syn nas olał i nie przyszedł. Moja siostra bawi się więc z tym młodszym , a ja od 15:30 aż do teraz (i zaraz pewnie znowu będę) oglądam Glee.
Fuckin brilliant!!!
Każde święto nazywam prawdopodobnie najgorszym w swoim życiu, a to jest NAJprawdopodobniej najgorsza Wielkanoc.
Ah tak! I jeszcze, gdy rozpoczynaliśmy spacer moi rodzice (głównie tata) zachowali się tak wrednie i tak złośliwie wobec mnie, że odwróciłam się na pięcie i odeszłam tam, skąd przyszliśmy. Miałam zamiar czekać przy samochodzie, już prawie do niego doszłam, kiedy tata zadzwonił. No i 'bez dyskusji, wracaj, ja się z tobą nie kłócę, ja się ciebie nie pytam" itp.


No, najwyraźniej na mojego bloga wprowadzam to, co towarzyszy mi w 50% dnia powszedniego- PRZEKLEŃSTWA!!!

No k***a z*****ście! To teraz mnie jeszcze z komputera wyganiają! Co mnie to k***a obchodzi, że chcą oglądać Epokę lodowcową? Mi oni zabrali radość ze świąt i jeszcze to?!

Ja pie****e!

PS: Dzisiaj uczesałam się jak 'dziewczyna wikinga' jak to określiła moja mama. Mam dwa dobierańce zaczynające się przy przedziałku ciągnące się za uszy i później to są już zwykłe warkocze.

But... WHO CARES?!!!

No to idę. Dajmy gawiedzi nacieszyć się wielkanocą, skoro ja nie mogę.

sobota, 7 kwietnia 2012

Wow, połapałam się, że napisałam tu już o 5 filmach, w tym trzem poświęciłam całe posty. Piszę o tym, o czym myślę, a o filmach myślę często. W końcu to moja przyszłość.
O tak,
będę reżyserem i nic nie zdoła mi w tym przeszkodzić. Będę sławna. Złamię ten stereotyp mówiący, że reżyserem może być tylko mężczyzna.
Choć, może nie warto, skoro ostatecznie i tak umrę.
Mój tata kupił iPad'a.
I co na nim wygrawerował?
To, co mu powiedziałam.
"...that after ve're gone 
the spirit carries on"
Są to słowa samego John'a Petrucci'ego z piosenki "The spirit carries on", najbardziej mądrej i jednej z absolutnie najlepszej, mojej pierwszej ulubionej piosenki Dream Theater.

Prawdziwa złota myśl.
Nie wieżę w Boga i w życie po śmierci.
Ale wierzę w to.
Nie w piosenkę.
Tylko w ideę, która zrodziła się stulecia przed jej powstaniem.
Reinkarnacja.
Czy to nie cudowne- wiedzieć, że nasza dusza nie zmarnuje się, że ktoś ją otrzyma?
Może to będzie mucha, może dżdżownica, może świnia, koń, krowa, małpa, paw albo człowiek, ale to, czego nie zrobiliśmy w tym życiu, choć teraźniejsi my nie będziemy o tym wiedzieć z pewnością zrobimy w następnym.
Boże!!!(którego nie ma) kim byłam w poprzednim wcieleniu? Jakąś psychopatką, że teraz przejmuję się każdym spojrzeniem i kocham wszystkich dookoła, no i moja odporność na ból w skali od 1 do 10 to -2?
Pewnie tak.
A kim będę w następnym wcieleniu? Czego mi brakuje?
Jutro Wielkanoc, a ja prawdopodobnie będę myśleć o tym przez całą noc.

Reinkarnacja, to moja optymistyczna wersja wydarzeń.
Bo najprawdopodobniej po śmierci nie dzieje się z nami nic. Jestem tego prawie pewna. Po prostu umieramy, kładą nas w piach i gnijemy, a dusza nie istnieje, rozum jest częścią ciała.

Ugh...
Co za ponure myśli przed rodzinnym świętem.
Wszystko przez Ciebie, panie Petrucci.

Chciałam napisać coś jeszcze, ale już nie pamiętam co to było. 


Aha: Nie, nie wierzę w Boga, nie byłam w kościele od zakończenia 3 klasy (poza jedną pasterką i coroczną mszą w wielką sobotę) i w tym roku nie byłam poświęcić jajek.
I dobrze mi z tym.
Bo Biblię stworzyli ludzie, księżą, którzy prawdopodobnie chcieli podporządkować sobie jak największą ilość ludzi.


Teraz już skończyłam.
Jutro święta.
Życzę Ci, żebyś spędził/a je szczęśliwie.
Koniec.
Nie umiem składać życzeń, a wierszyki są MEGA kiczowate.
Oglądałam dziś koncert Dream Theater z okazji 20-lecia z orkiestrą symfoniczną. Oczywiście w NY :(.
No i zagrali Całą CD2 "Six degrees of..."




No i "Sacrificed sons", czyli piosenkę o World Trade Center


No ale za to, nie było "ENDLESS SACRIFICE" czyli ich najlepszej piosenki


"Surrounded"


I kilku innych, cudownych piosenek. Bo zagrali po jednej z każdej płyty i wybrali właśnie te średnie.
Ale i tak JEST TO NAJLEPSZY ZESPÓŁ NA ŚWIECIE I KONIEC!!!

piątek, 6 kwietnia 2012

Jak dużo bym dała, żeby móc pójść na koncert 30 seconds to mars!!! Serio. Stałabym przy wejściu 5 godzin przed rozpoczęciem ,żeby wbić się pod scenę i stać tam i się gapić i się drzeć i słuchać, zrobić zdjęcie. Co ja bym dała!!! Ale nie, no oczywiście- ja zaczynam lubić zespół, no a oni robią sobie przerwę w karierze i przestają dawać koncerty. No wyśmienicie!!!
Teraz- powód mojego nawrotu frustracji tą sprawą.
Oglądałyśmy wczoraj z mamą  filmiki z Neon Night.
ONA TAM BYŁA. No a ja wtedy jeszcze nie lubiłam 30STM, poza tym była ze znajomymi. Byłą tak nieogarnięta, że nie wiedziała, że to Neon Night i nie miała pojęcia, że Jared Leto jest bożyszczem nastolatek. CZEMU JA WTEDY NIE POJECHAŁAM?!
Tak kocham ten zespół i jak oglądam te filmiki i słyszę teksty Jared'a typu "Shut the fuck up" "Jesus!!!" "You fucked up, it's the wrong part" "I ate some pierogies today" "Give my microphone back" "Coconut?!"  "Your accent is better than mine" "I say Tke kill, You say De Killl" itp.  to chce mi się płakać ze śmiechu i zażenowania, że mnie tam nie było.
Ja chcę ich zobaczyć!!!!
Jedna wielka dupa i tyle.
Dzisiaj aż dwie osoby powiedziały mi, że jestem ładna. No i nie był to nikt z rodziny- 1- pani w pasmanterii (?! baardzo mnie to zdziwiło), 2- koleżanka z byłej klasy, która w ogóle mnie nie poznała, a gdy już zorientowała się kim jestem powiedziała - łał jaka ty ładna się zrobiłaś- gdyż pamięta mnie pewnie jako wysokiego pulpeta w brzydkich i dziwnych ubraniach. No cóż- może się zmieniłam. No i urosłam od zakończenia tamtej, przeokropnej szkoły.

czwartek, 5 kwietnia 2012

Ok, poddaję się

Nie ma co czekać, aż to trafi do 5 osób. Trafi do kogoś- fajnie, nie trafi- szkoda. Więc opublikuję te dwa posty, które czekały, aż KTOŚ ZACZNIE MYŚLEĆ czytając mojego bloga.
ZAZ, której kilka piosenek naprawdę bardzo lubię i może pójdę na jej koncert w czerwcu.

Spojler filmu Sweneey Todd, nie oglądałeś/aś, nie czytaj

Obejrzałam to przed chwilą i mimo to, że uwielbiam twórczość Tim'a Burton'a, Johnny'ego Depp'a, Heleny Bonham-Carter i Alana Rickman'a, mam kilka 'ale' co do tego filmu.
Po pierwsze opowiedzmy fabułę.

Jest sobie koleś, który bije drugiego kolesia czajnikiem prawie go przy tym zabijając. Później podrzyna mu gardło srebrną brzytwą, a wszędzie jest pełno krwi w cudownym,  różanym odcieniu wyglądającej absolutnie nierealnie. Później ten koleś, który zabił tamtego czajnikiem zabija kolejnych, żeby jego współlokatorka miała z czego robić ciastka. Potem ten od czajnika zabija swoją byłą żonę nie wiedząc że to ona. Pali współlokatorkę żywcem w piecu do robienia ciastek z ludzi. Rozpacza nad żoną. No i wtedy z pomocą przychodzi mu chłopiec, który pomagał robić ciastka i wcześniej był workiem treningowym gościa zabitego czajnikiem i zabija głównego bohatera podrzynając mu gardło. 

Ja rozumiem, taka fabuła pasowałaby do teatru (chociaż- ciastka z ludzi?!), na scenę, 
muzyka też. Film jednak to coś zupełnie innego. Tego typu historie są dobre jedynie w dosłownym znaczeniu, a osiągnięcie tego jest możliwe jedynie w teatrze.
Będę uczyć Jared'a Leto mówić po francusku. Zobaczysz.
Chciałabym poznać Mahometa

5 najlepszych piosenek ZAZ

Przyznaję się. Ja Wielka fanka uzależniona od metalu progresywnego słucham ZAZ. Nic nie poradzę.


Tak sobie czytam i czytam mojego bloga, no i chyba moim ulubionym postem jest ten - http://gdymyslisz.blogspot.com/2012/04/post-z-404-ok-1845.html


środa, 4 kwietnia 2012

Sport... dotychczasowy wróg nr.1

Dziwnym zrządzeniem losu, ja- w podstawówce zawsze największy słabeusz, leszcz, cienias, który 60 metrów przebiec nie może (to się chyba nie zmieniło) jestem w mojej nowej klasie postrzegana (przez chłopców, którzy  jak na razie widzieli tylko jeden wf z moim udziałem) jako ktoś, kto świetnie gra w gry zespołowe i jest superwysportowany. No i rzeczywiście- ostatnio, gdy chłopcy (błagam, niech już nikt nigdy nie wymawia przy mnie formy "chłopacy" bo zatłukę) obserwowali naszą grę w kosza, z innych się śmiali (wszechogarniające piski i wrzaski parodiujące nasze kontakty podczas gry) no a na mnie patrzyli i krzyczeli z szacunkiem. No bo (mój powód do dumy) rzuciłam 5 koszy- jedyne podczas tej gry. Chyba dość w porządku gram w siatkę, tylko ciężko mi się zawsze zorientować gdzie poleci piłka i czy będzie aut czy nie.
No a wszystko dzięki tym trzem kilometrom, które przemierzam codziennie w drodze do szkoły i do domu, no i- oczywiście wzrostowi, którym to lubię się chwalić, więc zrobię to jeszcze raz- 180 cm.
Nie mam pojęcia, dla czego lubię to mówić, bo w końcu zawsze byłam najwyższa z klasy, no a w 6 klasie- nawet ze szkoły. Teraz się skończyło, kiedy to na korytarzach mijam licealistów i muszę zadzierać głowę, żeby na nich spojrzeć.

Post, z 4.04 ok. 18:45

Pokłóciłam się dzisiaj z panią od francuskiego.
No bo- sorry, miałam rację.
Mieliśmy sprawdzian z departamentów i regionów zamorskich Francji.
No i przepraszam, ale przy zdaniu, które przetłumaczone brzmiałoby "Prawo francuskie obowiązuje we wszystkich departamentach i regionach zamorskich" zaznaczyłam fałsz.
No i miałam rację.
Nawet w sprawie Polinezji Francuskiej wyszczególniono w podręczniku, że ma własne prawo, hymn i flagę.
No i nawet ta kobieta mówiła, że każdy z tych departamentów pa prawo ZBLIŻONE do francuskiego.
Ale nie, ona broni swojego, że wszędzie tam obowiązuje prawo francuskie.
No ale, do jasnej cholery. Wyobraź sobie, że masz ciastka. Tak? Masz to w głowie? Skup się na tym. To teraz wyobraź sobie, że rozdajesz po jednym każdemu koledze/koleżance.
Uznajmy, że te ciastka to piernikowe ludziki. No więc jedna osoba odłamie swojemu ludzikowi nogę, druga głowę, trzecia rękę, czwarta zrobi lukrowe guziki, piąta uśmieszek, szósta oczka. No i co? Czy to są wciąż te same ciastka?! NIE!!! Każdy może powiedzieć, że są to ludziki, no ale nie jest to ten sam, cały, niepomalowany ludzik, którego dałeś/aś kolegom/żankom .
Więc, prawo francuskie nie obowiązuje w każdym z regionów, bo wprowadzono pewne modyfikacje i ulepszenia jest to zatem inne prawo, no bo nie jest TAKIE SAMO. Czy to takie trudne do załapania?!
Klasztor Saint Michel, który strasznie, ale to strasznie chcę zboaczyć


Post, który powinien się tu znaleźć 2.04 ok godz.20

"Kupiliśmy Zoo"
Kolejny cudowny film.
No i nie tylko dla tego, że znowu zaczęłam dzięki niemu marzyć o posiadaniu domu jednorodzinnego, stajni, całego stada koni, lam, kóz, świń, pawi, małp, owiec, osłów i wszystkiego innego, co tylko dusza zapragnie. O posiadaniu farmy, własnego kawałka lasu i jeziora.
Nie tylko dla tego, że wątek miłosno-przyjazny dwóch bohaterów strasznie mi się spodobał i strasznie chciałabym, żeby coś takiego mi się przydarzyło i myślę, że każda równie pokręcona jak ja nastolatka wyobrażała sobie coś takiego z milion razy.
Ten film ma to COŚ.

Skapa stulecia: To tak wygląda Scarlett Johanson!!!  
Jedyne, co mi się  nie podobało, to wątek zmarłej mamy (choć, rzeczywiście stwórcy musieli wymyślić jakiś powód, dla którego facet w średnim wieku kupuje zoo) i problemów, z jakimi borykają się bohaterzy. Choć, może dla niektórych dziwny byłby film, w którym nie ingeruje się w głębie uczuć postaci, tylko pokazuje, jak sobie ludzie żyją we własnym zoo.
 Nie narzekam, film jest wspaniale cudowny.